sobota, 22 listopada 2014

Tuż przed

Taa... Odkąd w późny środowy wieczór w końcu sobie uświadomiłam, że jadę do Azji, to naprzemiennie dostaję ataków paniki, stresu i podekscytowania...
W międzyczasie zgubiłam również głowę - nie mam pojęcia, gdzie jest, ale na pewno nie na swoim miejscu. Czwartek był chyba takim apogeum, potem zaczęłam się pilnować, żeby jeszcze w jakieś tarapaty, swoim zwyczajem, się nie władować. I tak np. w czwartek stałam na przystanku tramwajowym, rozmawiałam przez telefon, tramwaj podjechał pod mój nos i... pojechał beze mnie. Nie wsiadłam. Nie mam pojęcia dlaczego, ale gdy zauważyłam to po 3 minutach, to zgłupiałam.
Potem chciałam koniecznie otrzymać potwierdzenie zapłaty od faceta, który wcześniej dał mi już paragon skrzętnie przeze mnie schowany do portfela. 
Następnie kupiłam w lumpeksie 2 koszule, zapłaciłam całe 4,30 zł i dopiero po 10 minutach zorientowałam się, że wyszłam ze sklepu bez towaru. 
Dalszych rzeczy może już opisywać nie będę...

Planów jak nie było, tak nie ma. Jeszcze na początku listopada zarzekałam się, że się super rozplanuję, bo w każdym z krajów mogę być do miesiąca, a nie chciałabym czegoś pominąć... Jeszcze w środę byłam przekonana, że rozplanuję się chociaż na pierwszy tydzień. A tu: jutro wylot, a ja nawet nie wiem, co w Bangkoku zobaczę. Jak to skwitowała moja mama: pełna improwizacja, nic nowego.

Ale za to mam już rezerwację hostelu na 2 noce. Hostel nazywa się อเมซิ่ง เฮ้าส์. Naprawdę uwielbiam języki, które zapisuje się kwiatkami. Nie jest to hostel, który mi polecano, są tu mocno spartańskie warunki i hostel ma raczej średnie opinie (jak na hostele tajskie, bo robaki to wszędzie standard), ale zależało mi na jedynce na te pierwsze noce, żeby choć trochę odespać jet laga (ogłupienie po długiej podróży i zmianie strefy czasowej). Nie lubię zmieniać czasu w tę stronę, bo niby wstajesz o godzinie 8, ale twój organizm krzyczy, że to dopiero 2 w nocy. I weź tu funkcjonuj normalnie.

Plecak prawie spakowany. Pokój też prawie spakowany (głównie w kartony, torby i walizy; będę go podnajmować, żeby nie płacić całej kwoty, a nie musieć się znowu wyprowadzać). 
Przewodnik Rough Guide Southeast Asia odchudziłam o połowę - tylko z jego sklejeniem mam teraz problem z racji zbuntowanego kciuka. Bo staw kciukowy nadal dziwnie przeskakuje, choć kolory już prawie zniknęły. Fakt, nie rozczulałam się nad nim pakując dobytek i sprzątając mieszkanie. Za to bandaż zastąpiony został elegancką opaską usztywniającą palec, którą mimo wszystko zabiorę ze sobą i pewnie jeszcze z tydzień będę nosić.

Ubezpieczenie zakupiłam - ale bez 2 ostatnich tygodni. Wtedy jest najlepszy okres na nurkowanie na Koh Tao, które obrałam sobie na miejsce, gdzie zrobię certyfikat nurkowania. (Jeśli ktoś kojarzy nazwę tej wyspy z wiadomościami z ostatniego czasu, to dobrze kojarzy.) Więc mam zamiar wykupić wtedy ubezpieczenie obejmujące również sporty ekstremalne, do których nurkowanie jest zaliczane. Co nie oznacza wcale, że np. nie najdzie mnie ochota na zrobienie takiego certyfikatu choćby w Kambodży :P

Startuję jutro baaardzo wczesnym rańcem pociągiem do Warszawy. Tam umówiona jestem na poranną kawę z moimi ulubionymi turystami :) 
Wylatuję jakoś po 15.00. Przesiadkę mam w Kijowie. Lecę ukraińskimi liniami lotniczymi. (Teraz wydało się, dlaczego bilet był taki tani :P) Odpowiadając nieustannie na to samo pytanie, odpowiem również i tutaj: nie wiem czy lecimy nad Donieckiem :) Przygoda! Przygoda!...

Popijam teraz grzane wino z bakaliami (na dobry sen) i zastanawiam się, o czym mogłam zapomnieć. Ale coś czuję (i to dosłownie, bo grzańca mam 0,5 litra), że już chyba niewiele więcej dziś zrobię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz