czwartek, 29 stycznia 2015

Kilka zaobserwowanych laotańskich ciekawostek

        Większość ciekawszych rzeczy już gdzieś zawarłam przy okazji innych postów, więc jeszcze tylko kilka kwestii, które na wyjściu mi się nasuwają :)

LAO P.D.R.
        Oficjalna nazwa Laosu w skrócie brzmi: LPDR, czyli Lao People's Democratic Republic. Bardzo często jednak rozwinięcie tego skrótu wygląda następująco: Laos, Please Don't Rush :)





LAOTAŃCZCYCY
        Moje pierwsze spotkanie z Laotańczykami nie było dobrym doświadczeniem. Ogromną różnicę można było wyczuć zwłaszcza wjeżdżając tu z uśmiechniętej Tajlandii. Ale teraz, opuszczając ten kraj, muszę zweryfikować trochę swój pogląd. Przede wszystkim Laotańczycy są tak różni, jak długi jest ich kraj. Na północy są znacznie bardziej zdystansowani, często ignorują turystów lub jedyne, co w nich widzą, to biznes, oszukują więc na potęgę, podwyższają ceny i są nieprzyjemni. I dzieciaki sporo żebrzą o "pen" czy "money". Oczywiście jest to duża generalizacja, tu również spotykałam pomocnych i otwartych Laotańczyków, ale nie była to na pewno norma.
        Rzecz zmieniła się od Luang Prabang. Piękne i ciekawe miejsce, a ludzie są już znacznie bardziej otwarci, uśmiechnięci, zachęcający do kupienia u nich czegoś, ale zupełnie nienachalnie. A panie ze stoisk z sandwichami i kawą nawet zagadywały - skąd jesteś, gdzie jedziesz itd.
        W Vang Vieng i okolicach było super :) Zarówno w mieście, jak i na obrzeżach, w mijanych wioskach itd. Ludzie tutaj są pewnie świadomi, że sporo ich przychodu zależy jednak od przyjeżdżających, więc nastawieni są pozytywnie. Dzieciaki po drodze machają i witają, ludzie raczej nie podwyższają cen (nie licząc tuk-tukowców, ale z tych nie musiałam korzystać).
        A im dalej na południe, tym było lepiej. Na Si Phan Don było miło i dość serdecznie, choć też było widać, że niektórzy nie za bardzo lubią turystów. Niemniej, nie zmieniło to ogólnego o nich poglądu.
        Może związane jest to z pogodą (poniekąd jak i w Europie :). Na północy noce są zimne, słońce wychodzi dopiero w okolicach południa i zachodzi ok. 16.30-17.30 i znowu robi się zimno. A już w Luang Prabang noce były dość ciepłe, a słoneczko pokazywało się z samego rana. A w Si Phan Don, to już w ogóle ciepło było na okrągło i słońce sporo w dzień grzało :)
        Ale ta teoria może też być błędna, bo przecież pory roku różnie tu wyglądają :P





SAME SAME... BUT DIFFERENT
        To powiedzonko w zasadzie jest kwintesencją Laosu :) Zwłaszcza, gdy porównuje się Laos z Tajlandią. Niby to samo, ale jednak inne.
        Przykłady?
        Język choćby, a zwłaszcza nazwy miast i innych miejsc, które mogą być zapisane w przeróżny sposób, co często może być mylące. Np. granica tajsko-laotańska może być zapisana jako Houay Xai, Houxay, Houaysai i różne inne podobne wersje. Same same but different :)
        Np. kupując ciuchy na targowisku, kobietka najpierw pokazuje ci jeden ciuch, a potem rozkłada kolejne kilkanaście. O pierwszym ciuchu mówi, że kosztuje np. 50 tysięcy kipów. Pytasz czy ta sama cena jest przy innych ciuchach. "Same, same. But different" -  i cena podskakuje :)
        Albo zakup biletu na autobus, który miał być sypialnianym. Jednym jechałam już do Si Phan Don, teraz miałam możliwość wybrania kolejnego sypialnianego.
- Sypialniany, czyli taki sam, jak tamten? - pytam.
- Same same. But different.
        Bo z innymi łóżkami :)
        Skończyło się na tym, że w Laosie można zakupić sobie koszulkę, gdzie na przedzie napisane jest: "SAME SAME", a na plecach "BUT DIFFERENT" :)
        (Podobna wersja tego wyrażenia pojawi się potem w Wietnamie. Ale inna :))

 SARONG
        Tradycyjnym strojem kobiet jest sarong, czyli duży i długi pas materiału, którym kobiety przewiązują się w pasie, co wygląda jak taka dopasowana spódnica. Sarong służy im również podczas kąpieli w rzece, gdy sprytnie są w stanie tak go użyć, by móc umyć się dokładnie.
        Również szkolne mundurki obejmują sarongi u dziewczynek.






TRANSPORT
        Transport w porównaniu do Tajlandii dość się różni. Przede wszystkim jest drożej. Poza tym nie ma tu raczej trójkołowych 2-osobowych tuk-tuków, za to są jumbo tuk-tuki, czyli nadal trójkołowe, ale już większe wehikuły:



        Tuk-tukami nazywa się tu również przekonwertowane ciężarówki, z małymi ławeczkami na pace:


        Już nie do przewozu ludzi, ale towaru, mają dość ciekawe traktorki:



        W Si Phan Don (Czterech Tysiącach Wysp) mają również motory, do których z boku przymocowana jest taka ławeczka:


        Ale dla mnie i tak najlepszym transportem zawsze będzie autostop :P


DOMKI DLA DUCHÓW
        W Laosie, podobnie jak i w Tajlandii, są domki dla duchów. Jedne bogatsze, inne biedniejsze, ale można też znaleźć i takie, które mimo swej skromności, otaczane są wielką opieką:)


BEER LAO
        Wspomniane już wcześniej Beer Lao jest ponoć szeroko znaną marką piwną również i poza Laosem. Jest doskonałe i sprzedawane albo w puszkach albo w butelkach o pojemności 640 ml.
        Najlepiej smakuje nad Mekongiem podczas zachodu słońca przy lekkim bujaniu hamaka... :)


        O różnych innych kwestiach (jedzeniu, grze w kulki, różnych zwyczajach, wierzeniach mniejszości narodowych itp. itd.) pisałam w pozostałych postach, więc - mimo że jest sporo innych ciekawostek, o których można by napisać-  temat Laosu można chyba uznać póki co za zamknięty... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz